Apeniny 2010
26 sierpnia - 5 września
Wspomnienia
Tydzień w Apeninach
nadesłał: Piotr12-09-2010
Do wyjazdu w Apeniny przymierzaliśmy się już w ubiegłym roku, ale być może na skutek trzęsienia ziemi, które wiosną 2009 r. nawiedziło Aquilę, nie mogłem znaleźć odpowiedniego zakwaterowania.
W tym roku poszło już lepiej i 26 sierpnia wieczorem nasza 33 osobowa grupa wyruszyła niebieskim autobusem w podróż. Pojazd chyżo pomykał, toteż do Rawenny dotarliśmy już wczesnym popołudniem następnego dnia. Dało to czas najpierw na zbiorowe odwiedziny w bazylice S. Apollinare in Classe, a następnie zwiedzanie w podgrupach, do wieczora. Pół dnia to na Rawennę za mało, więc kontynuowaliśmy zwiedzanie w sobotę do południa, po czym wyruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejnym punktem było, położone już w Apeninach i regionie Marche, Urbino - miasto księcia Federigo da Montefeltro i Rafaela. Potem jeszcze krótka wizyta w Loreto i jazda na kemping położony nieopodal miasteczka Sarnano, u podnóża Gór Sybillińskich. Okazało się, że nasz autobus jest za duży aby wjechać na kemping, lecz uprzejmy gospodarz podwiózł nam bagaże pod położone kilkaset metrów dalej domki.
Następnego dnia (niedziela) pogoda była ładna, a w górach nie odczuwało się już takiego upału jak w Rawennie. Wyruszyliśmy autobusem na objazd Gór Sybillińskich. Droga wspięła się najpierw serpentynami na przełęcz s. Maria Maddalena (1515 m), a następnie jeszcze stromiej opadła w dolinę rzeki Fiastrone. Pierwszy dłuższy postój był w Visso, świetnie zachowanym średniowiecznym miasteczku, całym z kamienia, gdzie znajduje się siedziba parku narodowego. Dalej położone na skale opactwo s. Eutizio i Norcia - rodzinne miasto św. Benedykta. Norcia terytorialnie należy do Umbrii, tym samym nawiązaliśmy do poprzedniej wycieczki. Objechaliśmy góry od południa i przez Amandolę wrócili do Sarnano, które okazało się również czarującym miasteczkiem, dla odmiany zbudowanym z cegły.
Doświadczenie z objazdu pokazało, że na krętych i wąskich górskich drogach poruszamy się dość powoli. Wobec tego w poniedziałek nie jechaliśmy nigdzie daleko, tylko znowu tą samą drogą na grzbiet, do miejsca zwanego Pintura di Bolognola (ok. 1400 m), skąd wyruszyliśmy na górską wycieczkę na Monte Rotondo (2102 m), z początku pogoda była całkiem ładna, ale wiał b. silny wiatr - a jak wieje, to wiadomo, że coś przywieje. Tak się też stało, już niedaleko szczytu znaleźliśmy się w chmurach i zaczął padać deszcz. Dobrze, że potem pogoda się poprawiła, bo szlak, którym szliśmy był dość kiepsko oznakowany i we mgle mógłby nastręczyć duże trudności. Już nawet znacznie podeschliśmy, gdy na ok. 6 km przed miejscem gdzie czekał nasz autobus, upusty rozwarły się znowu, tym razem na dobre! Przemoczeni na wskroś dotarliśmy do szosy. Kiedy chciałem wezwać autobus, żeby po nas podjechał, okazało się, że nie mam numeru do kierowcy - w jakiś sposób skasował się z komórki! Pozostawało iść jeszcze ze 3 km drogą. W desperacji zacząłem machać na nadjeżdżający samochód, który ku mojemu zdziwieniu zatrzymał się, a uprzejmy kierowca, Anglik mieszkający we Włoszech, podwiózł mnie do autobusu.
Kolejny dzień to znowu transfer ze zwiedzaniem. Najpierw - leżące jeszcze w Marche, nad rzeką Tronto miasto Ascoli Piceno - z rzymskim mostem i wspaniałymi zabytkami od średniowiecza do baroku; następnie - wąwóz Salinello ( już należący do Parku Narodowego Gran Sasso e Monti della Laga) z pozostałościami jaskiniowej pustelni; wreszcie - Aquila, stolica Abruzji. Wizyta w Aquili, mieście zrujnowanym przez trzęsienie ziemi i w znacznej mierze opustoszałym była ciekawa, ale i przygnębiająca.
Do hotelu położonego na skraju Pesciny, pod wielką skałą, przyjechaliśmy już o zmroku, ale położona tuż obok tawerna była jeszcze czynna.
Plan na środę przewidywał wycieczkę do parku narodowego Abruzzo. Śniadaniowo-sklepowa mitręga spowodowała, że wyruszyliśmy autobusem dopiero przed 10-tą, a na początku szlaku, za miasteczkiem Barrea, stanęliśmy ok. 11.30. Po drodze wysiadło 6 osób, które postanowiły zwiedzić urocze Opi i centrum parku - Pescasseroli. Szlak górski prowadził w kierunku szczytu La Meta (2242 m). Przy tak późnym starcie okazało się to jednak za daleko. Osiągnęliśmy tylko przełęcz w grani głównej (Passo dei Monaci, 1967 m) i sąsiednią doliną zeszliśmy na dół. Zejście, przy kontuzjowanych nogach niektórych uczestników, okazało się dość długotrwałe, toteż do autobusu wracaliśmy już po ciemku, pod wspaniale rozgwieżdżonym niebem. Pozostało jeszcze zabrać ludzi, którzy wyczekali się na nas w Pescasseroli. Nie obyło się bez trudności, bo po ciemku mylne oznakowanie dwukrotnie kierowało nas na złą drogę. W końcu dotarliśmy do hotelu zadowoleni z przygód, ale zbyt późno by zjeść ciepłą kolację.
Po tej długiej (ponad 20 km) i emocjonującej wycieczce, następną trzeba było zrobić bardziej ulgową. Pojechaliśmy do parku narodowego Majella, gdzie dostaliśmy się autobusem na Passo s. Leonardo (1282 m.). W znajdującym się na przełęczy, brzydkim hotelu powitano nas po polsku! Od pracujących tam dwóch Polek dowiedzieliśmy, że w ciągu ich kilkuletniej bytności nigdy jeszcze nie widziały grupy polskich turystów. Z przełęczy poszliśmy przyjemną ścieżką na Monte Mileto (1920 m), skąd roztaczały się piękne dookolne widoki. W powrotnej drodze mieliśmy jeszcze dość czasu by zatrzymać się w Sulmonie, rodzinnym mieście Owidiusza.
Na ostatnią wycieczkę zostawiliśmy sobie najwyższy w Apeninach masyw Gran Sasso - Italia, także objęty ochroną jako park narodowy. Autobusem wyjechaliśmy aż na Campo Imperatore, pod hotel paskudny, ale historyczny, ponieważ był miejscem odosobnienia, a potem porwania Mussoliniego. Ponieważ autobus wjechał na ponad 2000 m, bez kłopotu osiągnęliśmy położone na grani schronisko Duca degli Abruzzi (2388 m), a następnie zrobiliśmy piękną wycieczkę u podnóża Corno Grande, obchodząc dookoła Campo Pericoli.
Pod koniec zaczęło się wyraźnie chmurzyć, a później zagrzmiało i zaczął padać rzęsisty deszcz, ale wtedy byliśmy już w autobusie.
Szybko upłynął czas w Apeninach Środkowych i już trzeba było wracać do domu, z noclegiem po drodze k. Grazu, zabierając za sobą wspomnienia, zdjęcia oraz różne stałe lub płynne pamiątki.


















































































































































