logo
» Eko-tourist » Wycieczki klubowe » Czeski ¦ląsk i Morawy 2009


Wspomnienia

Z wizytą u Radegasta

To była już trzecia nasza wycieczka na Morawy, które są krainą niewielką ale bardzo ciekawą i atrakcyjną. Tym razem zaczęliśmy od gór i wybraliśmy się na Radhost (1129) w Beskidzie Śląsko-Morawskim, który leży w regionie etnograficznym zwanym po czesku Valassko, od Wołochów, którzy licznie się tam osiedlili. Na łysym szczycie góry znajduje się przekaĽnik i spora kaplica św. św. Cyryla i Metodego – apostołów Moraw, a kawałek dalej stoi dwudziestowieczna, granitowa rzeĽba przedstawiająca Radegasta – legendarnego bożka pogańskiego. Skromna tabliczka z tyłu pomnika głosi postawiono go staraniem browaru. Dalej szlak wiódł na siodło Pustewny, do którego dochodzą od północy wyciągi narciarskie, ale tym co naprawdę ciekawe są stojące tam świetnie utrzymane, drewniane budynki wzniesione pod koniec XIX w. przez Duszana Jurkowicza ( u nas znanego z cmentarzy wojennych). W ich architekturze widać przetworzone motywy karpackiego budownictwa ludowego. Dalsza droga wiodła już przez bardziej naturalne tereny, a odcinek na zboczach góry Knehyne można nawet określić jako dziki. Po tej całodniowej wycieczce spotkanie z Radegastem ( w kuflu ) miało szczególny urok.

Pierwszego maja próżno wypatrywaliśmy pochodów czy choćby czerwieni sztandarów. Nam też nie udało się zaintonować ani jednej pieni, więc zaczęliśmy zwiedzanie po kolei: Sztramberku, Helfsztyna i Kromieryża. Sztramberk, zwany też Morawskim Betlejem to je ono! Malutkie, stare miasteczko, malowniczo położone wśród wzgórz, z zachowanymi licznymi drewnianymi domami wołoskiego pochodzenia! A do tego mały browarek na rynku sprzedający od ręki swoje wyroby. Bajka!

Helfsztyn to dobrze zachowana ruina potężnego zamczyska – wart zobaczenia, ale nie zadziwia. A w Kromieryżu byliśmy już podczas poprzednich wycieczek, ale zawsze krótko. Tym razem było doić czasu nie tylko na wspaniałe ogrody, ale i na zwiedzenie zamku biskupiego ze znaną galerią obrazów. Wreszcie na koniec dotarliśmy do Wyszkowa, gdzie czekał na nas hotel Dukla, perła architektury z czasów Husaka, ale z wygodami i oferujący w barze tajemniczy „ruski standard” za jedyne 40 koron. W naszej małej grupce nie znalazł się nikt doić odważny, żeby zmierzyć się z tym standardem.

Z Wyszkowa już bardzo blisko do Morawskiego Krasu gdzie wybraliśmy się kolejnego dnia, aby zwiedzić Jaskinie Punkwiowe i Macochę, a także odbyć ok. 15 kilometrową przechadzkę. Dobrze, że zaczęliśmy doić wcześnie rano, kiedy było jeszcze mało ludzi, a poza tym zostało nam sporo czasu po południu i mogliśmy pojechać do Brna i pospacerować po jego historycznym centrum.

W niedzielę, 3 maja trzeba było już wracać, ale po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Ołomuńcu i Szternberku. W słoneczne przedpołudnie Ołomuniec wyglądał na zaspany, mały ruch na ulicach, turystów prawie wcale, mimo że jest to miasto o bardzo dobrze zachowanym historycznym centrum i licznych pięknych zabytkach. Ta atmosfera kierowała nasze myśli ku Najjaśniejszemu Panu i Jego dzielnemu wojakowi, ale mimo poszukiwań, nie udało nam się zlokalizować fiszplacu.

Szterneberk trochę rozczarował. U nas takie miasteczko, ze starym ryneczkiem, pięknym kościołem i zamkiem na wzgórzu byłoby obiektem zachwytu, ale na Morawach to zaledwie ładne.

Ze Szternberku obraliśmy już kierunek na Bielsko, gdzie na dworcu czekał już sznelcug do Warszawy.

Cała wycieczka, z wyjątkiem krótkiej burzy, przebiegła przy pięknej pogodzie, a pogoda ducha to była w ogóle cały czas. Kto nie pojechał – niech żałuje!

Galeria

Zdjęcia Basi, ¦wistaka i moje.
COPYRIGHT © ANNA DĄBROWSKA 2008