Kras Słowacki 2011
28 kwietnia - 3 maja
Wspomnienia
Znowu na Krasie
nadesłał: Piotr15-05-2011
Sprawdziłem w annałach, że poprzednia wycieczka na Kras odbyła się w 1999 r., była to w ogóle pierwsza wycieczka, którą można zaliczyć do grupy "klubowych". Pamiętam, że mieszkaliśmy wtedy w dość obskurnych domkach kempingowych w Jaszowie, a poruszaliśmy się autobusem, który (jak się później okazało) miał przytkany filtr paliwa, wobec czego rozwijał maksymalnie 50 km/godz.
Pierwszego dnia był tylko wieczorny przejazd do hotelu w Lubowli i dopiero rankiem, po tradycyjnych parówkach, rozpoczęliśmy program wycieczki od zwiedzenia zamku w Lubowli, na którym z satysfakcją odnotowaliśmy znaczny postęp robót renowacyjnych i ciekawie urządzoną ekspozycję. Następnie był w przystanek w Preszowie, gdzie w kościele św. Mikołaja znajduje się piękny ołtarz łączący elementy gotyckie i barokowe, a potem Koszyce, wyjątkowo pełne ludzi w związku z odbywającymi się tam mistrzostwami świata w hokeju. Już pod wieczór dotarliśmy do pensjonatu, ładnie położonego na skraju wsi, pod lasem.
Pierwsza wycieczka piesza prowadziła najpierw dnem Zadielskiej Cieśniawy, a potem Zadielską Planiną, po wapiennych "szkrapach" ku ruinom Turniańskiego Hradu. Kwitło już sporo roślin, ale sasanki i miłki zwracały szczególną uwagę.
Kolejny dzień (niedziela) był trochę skomplikowany logistycznie, bo w czasie kiedy część uczestników próbowała swoich umiejętności speleologicznych w Krasnohorkiej Jaskini, druga pojechała do kasztelu Betliar, otoczonego wspaniałym parkiem - a potem podgrupy się wymieniły. Gdy już zebraliśmy się razem, pojechaliśmy jeszcze zwiedzić zamek Krasna Horka, którego ekspozycja okazała się na tyle zajmująca, że miejscowa przewodniczka stale nas pospieszała. Program krajoznawczy tego dnia zakończyliśmy zwiedzaniem Rożniawy.
W poniedziałek była kolejna długa piesza wycieczka - tym razem przeszliśmy całą Plesziwską Planinę, oglądając zarówno roślinność, jak i krasowe formy geomorfologiczne, łącznie ze stumetrową otchłanią "Zvonivej Priepasti". Pogoda była piękna, a wędrówka wśród łąk i lasów wyjątkowo przyjemna. W Plesziwcu, miasteczku nader podupadłym, musieliśmy użyć siły, żeby uruchomić nasz autobus, ale potem wszystko poszło już gładko.
Wracaliśmy z Krasu we wtorek, podśpiewując Witaj majowa jutrzenko, i zatrzymując się w Strażkach oraz Podolińcu na Spiszu. W Podolińcu na rynku trwają duże roboty, po których miasteczko pewnie zyska sporo uroku, a nas zainteresował szczególnie dawny klasztor pijarów, z kościołem św. Stanisława, w którego ołtarzu znajduje się wielki obraz przedstawiający wskrzeszenie Piotrowina. W położonych za Podolińcem Gniazdach nasza trasa zamknęła pętlę i znowu przez Czerwony Klasztor wróciliśmy do kraju.




































